Pasja łączy twórczość, wyzwania i romantyzm – nawet ten sentymentalny; konkretność, twardość – nawet tę upartą oraz marzenia po nierealność.

Pasja to moc. Od początku życia salezjańskiego  towarzyszyło mi zdanie Księdza Bosko: Wystarczy, że jesteście młodzi, abym Was bardzo kochał. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jest ono tożsame ze zdaniem studia di farti amare - spraw, aby Cię pokochano, umieszczonym na krzyżu, który salezjanie otrzymują w czasie ślubów wieczystych, a zapisanym przez Księdza Bosko w 45. rocznicę powstania Oratorium.

Pasja jest moim słowem w każdym jego wymiarze.
Caritas Christi urget nos. [...]

Bolesne nacinanie

31 października 2021

Sykomora

W jednej z nauk podczas rekolekcji słuchałem o Zacheuszu z Jerycha wspinającym się na sykomorę, by w ten sposób zobaczyć Jezusa, a przy tej okazji ks. Przemek opowiadał o nacinaniu sykomory, a właściwie o nacinaniu owoców sykomory.

W Nowym Testamencie o sykomorze jest mowa tylko przy okazji opowiadania o Zacheuszu. W Starym Testamencie sykomora wymieniana jest  sześć razy, między innymi  w 1 Księdze Kronik [1], kiedy król Dawid ustanowił nadzorców nad sykomorami, podobnie jak zarządców sprawujących kontrolę nad  oliwkami i winnicami.

W starożytności sykomora była uprawiana głównie przez ubogich ze względu na jej owoce, cień, jaki dawała i drewno, które można było wykorzystać. Hebrajczycy nazywali to drzewo słowem: odnowienie ze względu na jej wielką żywotność. Wystarczyło zakopać nawet zaschnięty kawałek sykomory, by ta wypuściła korzenie i zaczęła rosnąć, podobnie obecnie robimy np. z kijkami wierzby.

Sykomora albo figa morwowa to drzewo osiągające wysokość do 15 m. Drzewo ma gruby pień i rozłożystą koronę. Występuje gównie w centralnej i południowej Afryce, a do Ziemi Świętej zostało przywiezione prawdopodobnie przez Filistynów. Drewno sykomory jest lekkie i odporne na butwienie, wykorzystywane jest w stolarstwie, a także służy do budowy np. stropów domów.

Nacinanie

O co chodzi z tym nacinaniem? Ciekawa sprawa.
Nacinaczem albo pielęgniarzem sykomory nazywał siebie prorok Amos. I odpowiedział Amos Amazjaszowi: „Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory” [2].

Owoce sykomory podobne są w smaku do owocu figi, ale znaczniej mniej smaczne. Nacinanie niedojrzałych owoców przyśpieszało dojrzewanie i same owoce czyniło smaczniejszymi, choć nadal były ciężkostrawne. W  jej naturalnych warunkach nie było to potrzebne, ponieważ kwiaty sykomory zapylane by były przez osy afrykańskie w odpowiednim momencie. Osy nie przeprowadziły się z sykomorami, więc owoce pozostawały niezapylone. Nacinanie co prawda nie powodowało zapylenia, więc owoce nie mogły rodzic nowego drzewa, ale za to przyspieszało samo dojrzewanie owoców. Nacięty owoc dojrzewał nawet trzy razy szybciej, powiększał się nawet dziesięciokrotnie w ciągu kilku dni, a to za sprawą wydzielania etenu, bezbarwnego gazu o słodkawym zapachu. Zabieg ten zwiększał zbiory owoców i podobno poprawiał też ich walory smakowe. Gazu tego używamy także dziś dla przyspieszenia dojrzewania owoców.

Zranienia

Ten trochę przydługi wstęp posłuży mi do zastanowienia się nad zranieniami. Owoce raczej nie odczuwają bólu, ale reagują na nacięcie. Reagują walką, większym wzrostem, poprawą jakości.

Przypuszczam, że każdy kiedyś doświadczył, bądź doświadczy zranienia. Bolesne dotkniecie, otwarcie czułej rany. W pierwszym odruchu bronimy się przed tym. Zastanawiając się nad tym na spokojnie, wydaje mi się, że nasza reakcja może być podobna jak owoców sykomory, możemy wzmacniać się w odruchu obronnym. Na obraz uwolnienia z owoców etenu możemy uwolnić złe emocje, wspomnienia, noszony ból i wyrzucić je z siebie oraz zastosować terapię wzmacniającą.

Znajoma przypomniała mi ostatnio stawianie tzw. baniek kiedy ktoś się przeziębił. Pamiętam, jak moja babcia to robiła i opowiadał też o tzw. bańkach ciętych, których ona nigdy nie stawiała, ale w sytuacji bardzo ciężkiej uciekano się także do tego. Nacinano naskórek w miejscu, gdzie miała być stawiana bańka, choć tak naprawdę nawet zwykłe ich postawienie powoduje uszkodzenie naczyń krwionośnych, na co w obronie reaguje chory organizm.

Przychodzi moment, w którym trzeba zapytać o cierpienie. Tak wiele go w świecie, tak często doświadczają go zupełnie niewinne istoty. Każdego chwyta za serce widok chorego dziecka, czasem nieuleczalnie chorego. Dzisiaj cierpieniem może być także samotność. Czasami da się jeszcze słyszeć zdanie, że cierpienie uszlachetnia. Bardzo łatwo jest powtarzać to zdanie gdy się nie doświadcza cierpienia. Łatwo to powiedzieć jeśli jesteśmy zdrowi, nie leżymy w szpitalu, nie jesteśmy latami przykuci do łóżka. Nigdy nie leżałem w szpitalu poza dniem narodzenia, ale wtedy raczej bolało mamę, a nie mnie, jak więc mam mówić o bólu, chorobie czy cierpieniu.

Powiedzmy to otwarcie cierpienie, czasami prowadzi do buntu, sprzeciwu wobec Boga, a może prowadzić nawet do bluźnierstwa. Uszlachetnia nas tylko cierpienie przeżywane z miłością i to ofiarowane z miłości.

Towarzyszenie choremu w kierunku śmierci, to jeszcze większe wyzwanie, jak nie być banalnym, jak nie łudzić naiwnymi obietnicami i jak nie dodawać bólu to tego i tak już ekstremalnego wobec swojej konfrontacji ze śmiercią.

Ochrona

Do wszystkiego, co napisałem powyżej, trzeba podejść z wielką wrażliwością. W moim przekonaniu raczej odnieśmy to do siebie, niż stosujmy do innych. Wolę myśleć o zranieniach, których doświadczam i wykorzystać je pozytywnie niż planować jakieś wychowawcze ranienie innych.

Niemniej nadmierne chronienie przed doświadczeniem, wysiłkiem, zmaganiem się ze słabością, nawet popełnianiem błędów, załatwianiem trudnych spraw za drugiego, by go ochronić przed bólem itp., nie służy wzrastaniu i docieraniu do pełni dojrzałego człowieczeństwa. Nie zadajemy sobie sami bólu, ale czasami musi zaboleć, byśmy dostrzegli chore miejsce.

[1] 1 Kr 27,28
[2] Am 7,14

Oświęcim dn. 31 października 2021
[Foto: David Garrison na Pexels.com]

Skip to content